Strona główna O nas Kwartalniki Rozmowy Sylwetki Słownik Archiwalia Publikacje Wydawnictwa
Kontakt

ul. Piłsudskiego 27,
31-111 Kraków
cracovialeopolis@gmail.com

Facebook

Z ARCHIWUM

Wszystkie | 2005 | 2006 | 2004 | 2003 | 2002 | 2001 | 2007 | 2000 | 1999 | 1998 | 1997 | 2008 | 2009 | 2010 | 2011 | 2012 | 2013 | 2014 | 2015
Sortuj alfabetycznie | Sortuj numerami

[4/2005] BATIARY SWÓJ HONOR MIELI

 

W starym, dobrym „Przekroju” – wprawdzie już nie tym Mariana Eilego, ale jeszcze krakowskim (14/94) – znalazło się wspomnienie, którego nastrój przypomina inne, niedawno u nas przedrukowane – o Panu Eligiuszu (CL 3/04).

Mój znajomy opowiedział mi taką oto przygodę. Po klęsce wrześniowej, ranny, przebywał w lwowskim szpitalu wojskowym. W zimie został wypisany ze szpitala.
W mroźny wieczór szedł bez celu przez Pohulankę. Słowami „dobry wieczór” zaczepiło go kilku batiarów. Odpowiedział na pozdrowienie. Dokąd pan idzie? Nie zdążył odpowiedzieć, gdy przywódca kazał mu zdjąć płaszcz wojskowy i dać Jóźkowi, bo on był tylko w koszuli. Bluzę wojskową miał dać Frankowi, bo ten miał jakieś wiatrem podszyte paletko. Buty „saperki” – Tońciowi, bo miał „meszty”, czyli półbuty. Zanosiło się na to, że chcą go rozebrać na taki mróz, na odludziu!

– Taką krzywdę chcecie mi zrobić? – powiedział mój znajomy. – Przecież ja jestem żołnierzem zwolnionym ze szpitala. Jestem nietutejszy.

Nastąpiła chwila konsternacji.

– Szczepciu, ja widział, on kulei – powiedział jeden z nich.

– Masz pan jaki papir? – zapytał Szczepciu.

Okazał mu kartę zwolnienia ze szpitala wojskowego. Widząc, że sytuacja jego poprawia się w sposób oczywisty, chciał ich poczęstować papierosami wojskowymi – „Cienkimi”.

– Schowaj pan, my tu mamy lepsze.

Poczęstowali go „Egipskimi”, wspaniałymi papierosami. Wreszcie, oddając mu zwolnienie, zapytali:

– Panie, napiłbyś się pan co?

– Pewnie, przecież taki mróz!

Odkorkowali butelkę wódki Baczewskiego i wnet ją opróżnili.

– Jóźku, skocz no do ciotki Bandziuchowej po drugą!

– Skąd to macie taką dobrą wódkę? – zapytał znajomy.

– Panie. Jak tu się palił Baczewski, to my trocha przyszperowali! – Już w dobrej komitywie wypili drugi litr.

– Panie, długo pan będziesz we Lwowie?

– Będę jeszcze kilka dni.

– Jakbyś pan czego potrzebował, to przyjdź pan wieczorem w to samo miejsce, to my panu wszystko przyniesiemy. My by panu nic nie wzięli. My tylko tak żartowali!

Takie to były lwowskie batiary. Swój honor mieli! Obrabować żołnierza wracającego z wojny, rannego? I to na Pohulance? Toż to oczywisty „sztemp”! Zrozumieli to!

Zbyszko Nowak, Kraków