|
|
![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Kontakt ul. Piłsudskiego 27, 31-111 Kraków cracovialeopolis@gmail.com ![]() |
Z ARCHIWUM
Wszystkie
|
2005
|
2006
|
2004
|
2003
|
2002
|
2001
|
2007
|
2000
|
1999
|
1998
|
1997
|
2008
|
2009
|
2010
|
2011
|
2012
|
2013
|
2014
|
2015
[3/2006] CHWAST PŁOMIENISTY I ZŁOWROGI... Powyższy tytuł to słowa nieżyjącego już Jerzego Harasymowicza, zawarte w wywiadzie, jaki z Poetą przeprowadził przed dwudziestu laty W. Klemiato na łamach „Gazety Krakowskiej” (135/86). Przedstawiamy ciekawsze dla nas fragmenty tej rozmowy.
– Jeden z pierwszych wystąpił Pan w obronie Łemków, kiedy jeszcze wisiała zasłona milczenia nad ich losem. Tedy nic dziwnego, że oni chcieliby widzieć w Panu dobosza ich spraw i chorążego narodowych sztandarów. – Ale nie buńczucznych proporców nacjonalizmu. Istotnie, losem Łemków interesowałem się od dawna. Dzieciństwo spędziłem w Karpatach Wschodnich, na Huculszczyźnie, w rejonie Worochty. Stamtąd i po dziadkach wyniosłem sentyment do Łemkowszczyzny. Już w 1959 r. napisałem Elegie Łemkowszczyzny, a później Lichtarz ruski, w których wskazywałem na krzywdy Łemków i Bojków. Tam też krytycznie odniosłem się do nacjonalizmu ukraińskiego. Mam więc moralne prawo jeszcze raz zabrać głos w tych sprawach, które przyjęły obrót nie taki, o jaki upominałem się publicznie nie raz i nie dwa.
– Tak bardzo Pana wyprowadził z równowagi wieczór ku czci Tarasa Szewczenki, zorganizowany przez społeczność łemkowską? O obchodach tych pisał zresztą ostatnio obszernie „Tygodnik Powszechny”. – Zdumiała mnie tam wielka ilość pieśni i dumek kozackich, gdzieś, hen, z głębi Ukrainy – sztucznie wprowadzona do bojkowskich i łemkowskich zespołów folklorystycznych. Przecież to zupełnie obce i dalekie pejzażowi Bieszczadów czy Beskidu Niskiego! Przysłowiowy kwiatek do kożucha. Pewien wybitny znawca tych społeczności powiedział do mnie: Połtawa pod Komańczą to chyba przesada. Niektóre zespoły folklorystyczne przypominają przebierańców: kozackie czapy, bufiaste szarawary wypuszczone na buty. Jedynym zespołem trzymającym się wiernie bojkowskiego i huculskiego folkloru były na owym wieczorze „Susidołki” z Lidzbarka Warmińskiego. Zawód sprawił mi zespół „Łemkowyna” spod Gorlic. [...] I ta właśnie „Łekowyna” też zaczyna zmieniać się raptem w jakiś zespół spod Żytomierza czy Czerkas. I też śpiewa z zapałem godnym lepszej sprawy o kozackich wronych konikach. Czyżby zapomniała, że żyje wśród Polaków? Wcześniej zdarzało się jej zaśpiewać polskie pieśni, a teraz jakoś dziwnie z tym przycichła. [...] Jeszcze raz muszę wrócić do wspomnianego wieczoru szewczenkowskiego, który odbył się w krakowskiej Filharmonii. Wystąpił tam poeta łemkowski. [...] Wiersz jego mówił o krzywdach zadanych Łemkom przez Polaków. Istotnie były takie krzywdy. Pisałem o tym dziesiątki lat, ale nigdy nie wspominałem, że i ja razem z kilkoma milionami Polaków zostawiłem rodzinny dom, pejzaż dzieciństwa z barokowym kościołem, że i ja kilka dni jechałem w towarowym wagonie. Nigdy nie rozdzierałem nad tym szat, nie użalałem się, gdyż nie leży to w mojej naturze. Tymczasem ów poeta łemkowski zrobił z tego główny problem swej twórczości. W porządku, jego sprawa. Kiedy jednak zaczyna występować jako poeta ukraiński [podkr. red.]Czas wracać w rodzinne góry z imieniem ukraińskiego rodu dla Łemka – sytuacja ulega diametralnej zmianie. Wtedy, jako poeta ukraiński, może by coś napisał na temat polskich krzywd, tak jak ja – poeta polski – napisałem na temat krzywd łemkowskich. Może by coś napisał na temat faszystowskiego „rządu” Stećki, który z łaski Niemców hitlerowskich „rezydował” we Lwowie kilkadziesiąt godzin. Może coś na temat wejścia do Lwowa SS „Hałyczyna”. Jako dziecko widziałem ich wkroczenie do miasta, bodaj na rogatkach Janowskich. I jako dziecko byłem świadkiem nieludzkiego terroru, jaki rozpętano wobec Polaków, Żydów i tych Ukraińców, którzy nie chcieli pogodzić się z haniebną rolą kolaborantów. [...] Przeciętny Łemko z Beskidu Niskiego powie: Co ja mam z tym wspólnego? I będzie miał rację. I nikt nie śmie mieć do nego pretensji. Natomiast poeta, który niejako z dnia na dzień z Łemka staje się nacjonalistą ukraińskim, musi nie tylko ubrać się w haftowaną koszulę, ale dźwignąć pewien ciężar moralny. Jego sumienie nie może udawać, że o niczym nie wie. Skoro uważa, że rzezie ludności polskiej na Wołyniu nie są godne wzmianki jego – zapewne – szlachetnego i sprawiedliwego pióra, skoro nic nie wie o mordzie uczynionym podczas mszy na wiernych w kościele w Baligrodzie, niech przynajmniej będzie tak uprzejmy i przymknie z łaski swojej swą małą, mściwą i zapiekłą księgę krzywd. Nieustanne podnoszenie owych krzywd w prostym zestawieniu z martyrologią narodu polskiego, który w II wojnie światowej stracił 6 milionów swych obywateli, jest – delikatnie mówiąc – grubym nietaktem. Niech poeta rozprawi się w wierszu raczej ze zdrajcami ukraińskiego narodu w faszystowskich mundurach [...].
– Zastanawiał się Pan nad przyczynami powrotu fali nacjonalistycznej? – Kilka lat temu Polska przeszła ciężkie chwile. [...] Korzystając z zamętu podnieśli głowę różni wrogowie naszej Ojczyzny, stąd dziwne metamorfozy, dziwne przemiany także serdecznych i dobrych ludzi gór, którzy kiedyś byli bohaterami moich wierszy i poematów. Przypomina mi się zdarzenie z dzieciństwa. Była jesień 1941 r. Na podwórzu szkolnym miasteczka w Małopolsce Wschodniej zostałem pobity przez gromadkę czubatych zuchów. Za to, że powiedziałem, mimo „ukraińskiego” nazwiska: będę z wami rozmawiał tylko po polsku. Bolą mnie nie tamte szturchańce, lecz nacjonalistyczne ułudy. Tego nie wolno przemilczeć i udawać, że wśród Łemków wszystko jest w porządku. [...] Mówię to wszystko z pewnej perspektywy, niejako na chłodno, gdyż moje fascynacje Łemkami dawno przeminęły. Zostało nieco wierszy. Pozostała przede wszystkim życzliwość dla ludzi, wśród których byłem wielokrotnie serdecznie goszczony. [...] I dlatego niepokoi mnie, że na połoninach Niskiego Beskidu krzewi się bujnie zupełnie nieznany w tych stronach chwast, przywleczony z dawno już nieistniejących stepów – chwast płomienisty i złowrogi – burzan nacjonalizmu. Taki był Poeta Jerzy Harasymowicz (1933––2000). Jego wiersz „Lwów wspomnienie” i notkę biograficzną wydrukowaliśmy w CL 1/05. Nieco wcześniej (CL 1/02) zamieściliśmy notkę o próbach zawłaszczania Poety przez Ukraińców. |