|
|
![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Kontakt ul. Piłsudskiego 27, 31-111 Kraków cracovialeopolis@gmail.com ![]() |
Z ARCHIWUM
Wszystkie
|
2005
|
2006
|
2004
|
2003
|
2002
|
2001
|
2007
|
2000
|
1999
|
1998
|
1997
|
2008
|
2009
|
2010
|
2011
|
2012
|
2013
|
2014
|
2015
[5/1999] TRZY POŻEGNANIA: KOŚCIOŁA – MIASTA – DOMU WSPOMNIENIA Z OSTATNICH DNI WE LWOWIE – ROK 1946 Trwaliśmy we Lwowie dłużej niż nasza parafia. Stopniowo zaczęto zamykać kościoły. Jako pierwszy zamknięto kościół św. Józefa – lecz wkrótce otwarto go w celu urządzania dancingów. Po zamknięciu kościoła św. Teresy mali „żulicy” wyważyli drugie drzwi, rozebrali organy i bawili się piszczałkami na ulicy. Po zamknięciu kościoła Bernardynów ludzie modlili się przy zamkniętych drzwiach ustrojonych kwiatami.
Wreszcie 4 czerwca 1946 r. przyszła kolej na nasz kościół św. Elżbiety. Zebrało się wiele ludzi, by uczestniczyć w ostatniej mszy św. W czasie mszy słychać było głośne szlochanie. Po Podniesieniu niektóre kobiety mdlały lub dostawały histerycznych ataków. Ksiądz proboszcz prosił o zachowanie spokoju. Po zakończonej Ofierze ludzie żegnali się ze swoim proboszczem i całowali wszystkie ołtarze. Po zamknięciu naszego kościoła chodziłam z mamą do katedry. W końcu nadszedł ten straszny dzień, gdy musiałam opuścić dom, w którym urodziłam się i urosłam. Pożegnawszy się z lokatorami naszej kamienicy, podeszłam do samochodu. Nie było już miejsca. Jasio wciągnął mnie na dach i mocno trzymał, bym nie zleciała. Jadąc, widziałam jak oddala się wszystko tak drogie i znane: kościół św. Elżbiety, ul. Lwowskich Dzieci, a jeszcze wczoraj widziałam tu tragarza, który pchając wyładowany wózek, śpiewał: A gdybym się jeszcze raz urodzić miał – to tylko we Lwowie... Jadąc piękną aleją kasztanową ulicy Listopada, wyciągałam ręce do drzew i rwałam liście, chcąc zachować coś na pamiątkę tego pożegnania. Zajechaliśmy pod most Merkurego, widok był okropny. Jak okiem sięgnąć, nad torami i wzdłuż skarpy pod samą górę pełno skrzyń i ludzi, wszystko w wielkim błocie. W nocy dyżurowaliśmy przy naszym bagażu. Dopiero po południu następnego dnia podstawiono wagony. Powstało ogromne zamieszanie – na wagony czekało już kilka transportów normalnych, jak też dzikich. Wreszcie przydzielono wagon naszej 20-osobowej grupie. Po szybkim załadowaniu kufrów i pak zostało dla nas niewiele miejsca pod sufitem. Pociąg całą noc szybował. Wyjazd nastąpił przed południem. Były to bardzo smutne chwile, nigdy tego nie zapomnę. Cisza grobowa – wszyscy stali w szeroko otwartych drzwiach wagonu i płacząc patrzyli w kierunku oddalającego się miasta. Po południu byliśmy już w Przemyślu. W czasie parogodzinnego postoju ojciec spotkał w naszym transporcie kolegów z chóru „Echo”. Odśpiewali kilka pieśni. Słuchaliśmy ze wzruszeniem, szczególnie dwóch ostatnich – ich słowa miały tam szczególną wymowę: Pod Twą obronę, Ojcze na niebie, grono Twych dzieci swój powierza los..., i drugą pieśń, tak często śpiewaną w katedrze lwowskiej: Śliczna Gwiazdo miasta Lwowa, Maryja, Matko nasza i Królowo, Maryja, Uciekamy się do Ciebie, Bądź nam Matką tu i w niebie, Maryja, O Maryja Królowa. |