|
|
![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Kontakt ul. Piłsudskiego 27, 31-111 Kraków cracovialeopolis@gmail.com ![]() |
KWARTALNIKI2005 | 2004 | 2006 | 2003 | 2007 | 2001 | 2002 | 2000 | 1999 | 1998 | 1997 | 1996 | 1995 | 2008 | 2009 | 2010 | 2011 | 2012 | 2013 | 2014 | 2015 | 2016 | 2017 | 2018 | 2019 | 2020 | 2021 | 2022
Andrzej Chlipalski, PODRÓŻ MAŁOPOLSKICH SAMORZĄDOWCÓW![]() W KIJOWIE To rozległe, pięknie położone miasto jest o wiele bardziej zadbane aniżeli Lwów – tam pewnie więcej czasu poświęca się pozytywnej pracy, mniej politycznym rozróbkom. Wydaje się, że z Kijowa – wbrew geografii i wielu wiekom historii – bliżej do Europy niż z dzisiejszego nieszczęsnego Lwowa. Smutne, ale prawdziwe. Dwudniowy pobyt w stolicy rozpoczęła wizyta delegacji w Ratuszu na Kreszczatiku, gdzie spotkano się z merem Aleksandrem Olczenko i Radą Miejską. Zarówno w tym spotkaniu, jak i następnych występował w imieniu strony polskiej przede wszystkim prezes K. Barczyk. Jego otwarte nastawienie do ukraińskich partnerów zyskało mu zaufanie i sympatię tamtej strony, postawa pełna godności zaś – uznanie naszej strony. Kolejne rozmowy (w mniejszych grupach) przeprowadzono z I wicepremierem Ukrainy, Wasylem Durdyńcem, oraz z przedstawicielami ukraińsko-polskiej grupy międzyparlamentarnej Rady Najwyższej tamtego państwa. Celem tych wszystkich spotkań było torowanie dróg do dwustronnych porozumień na niższych szczeblach administracji – w dziedzinie gospodarki, kultury, stosunków międzyludzkich. Nie trzeba tu wszak wyjaśniać, jak daleko jest od aktów pojednania i współpracy, podpisywanych przez prezydentów państw, do praktyki w obłastiach czy rajonach (choć zdarzają się chlubne wyjątki, ostatnio np. w Złoczowie – o tym piszemy osobno). ![]() Program pobytu w Kijowie urozmaiciła przejażdżka statkiem po Dnieprze (w dodatku uprzyjemniona występem artystycznym polskiego zespołu młodzieżowego), był z nami ambasador RP, p. Jerzy Bahr (krakowianin, i bardzo mu się podoba „Cracovia–Leopolis”). Zwiedzaliśmy miasto, sobór św. Zofii, Ławrę Pieczerską, a wieczorem malowniczy Padoł. Wzruszająca była wizyta w kościele rzymskokatolickim św. Aleksandra i spotkanie z jego proboszczem (Łotyszem, lecz dobrze mówiącym po polsku). Na wieczornym spotkaniu przy lampce wina z udziałem deputowanych ukraińskich przedstawiciel Ambasady RP szeroko omawiał możliwości polsko-ukraińskiej współpracy gospodarczej. Podkreślał szczególnie doświadczenia, jakie polska strona może przekazać rozwijającej się z trudem ukraińskiej gospodarce. W GRÓDKU PODOLSKIM Jest to miasto, w którym większość ludności stanowią Polacy (18,5 tys. na 28 tys. ogółem). Rolę gospodarza tu niezwykły ksiądz Władysław Wanags, do niedawna proboszcz tamtejszego kościoła i jego budowniczy – pierwszej świątyni od czasu rewolucji na obszarze między Bugiem a Pacyfikiem, a także dwudziestu kilku innych kościołów rzymskokatolickich zaraz za Zbruczem. Noclegi dla nas, 130 osób, przygotowano w budynku (też nowym) Seminarium Duchownego diecezji kamienieckiej (tu zlokalizowanym, z braku odpowiedniego obiektu w samym Kamieńcu Podolskim, odległym stąd o kilkadziesiąt kilometrów). Rzeszę gości sprawnie nakarmiła grupa parafianek, pracujących przy kościele, przyzwyczajonych do nieustannych wizyt rodaków w tym niezwykłym miejscu. Ks. Wanags jest pół-Łotyszem, pół-Polakiem, doskonale mówi i odprawia msze św. po polsku. Ponieważ Gródek został przez bolszewików pozbawiony kościoła – wspaniałą świątynię na głównym placu miasta zburzono (pozostała tylko dolna część murów, którą nakryto dachem, i dziś jest to... szaszłykarnia) – ksiądz zbudował więc nowy kościół na terenie cmentarza (jest to czysto polski, rozległy cmentarz z czasów przed rewolucją), a obok wspomniany kompleks gmachów. Spotkanie z ks. Wanagsem i rozmowa z nim pozostawia wielkie wrażenie. Emanuje z niego jakaś siła, która pozwoliła mu na uporanie się z wszelkimi trudnościami i na wzniesienie od podstaw lub przywrócenie dla kultu niemal 30 kościołów. Dziś jest to już człowiek niemłody i schorowany. Oby żył i działał jak najdłużej. Istotnym punktem programu w Gródku było zwiedzenie specjalnie przygotowanej wystawy wytworów miejscowej fabryki obrabiarek, które chciano by sprzedawać do Polski (chyba mają teraz z tym trudności), a następnie spotkanie z dyrekcją tej fabryki, umilone występem polskiego zespołu artystycznego. Jak wszędzie. Z Gródka wykonano dwa wypady turystyczne: do Kamieńca Podolskiego i Chocimia (po drodze Okopy św. Trójcy). W katedrze kamienieckiej wysłuchano znakomitej prelekcji księdza o historii tego Grodu Rzeczypospolitej i jego katedry, spotkano się też z ks. biskupem Janem Olszańskim, tamtejszym ordynariuszem (pisaliśmy o nim w CL 3/97). Po drodze, w Słobódce Rachnowieckiej, miejscowy zespół polskiej młodzieży pod kierunkiem młodego księdza dał wzruszający koncert polskich pieśni. Samorządowym wygom łzy ciurkiem ciekły z oczu. W drodze do Lwowa zatrzymano się w zdrojowisku koło Satanowa (to miasto, leżące nad samym Zbruczem, po jego wschodniej stronie, było także w większości zamieszkane przez Polaków, podobnie jak ta cała część ziem ukrainnych. To właśnie nimi Stalin zaludniał pustkowia Kazachstanu). Zdrój ten, położony w niezwykle malowniczym, zalesionym jarze Zbrucza, który tu przebija się przez Miodobory, do niedawna był nieznany szerszemu ogółowi – służył wyłącznie sowieckim prominentom. WE LWOWIE Pobyt we Lwowie rozpoczął się od spotkania w urzędzie miasta (mieszczącym się w Ratuszu), z merem Wasylem Kujbidą i jego współpracownikami. Tematyka przemówień zawsze podobna: wzajemne przedstawianie się, wymiana deklaracji o intencjach nawiązania współpracy. Dalszy ciąg rozmów, z natury swobodniejszy, miał miejsce w czasie uroczystego lunchu, wydanego przez SGM. Prezes Barczyk zaprosił także licznych przedstawicieli środowisk polskich ze Lwowa i prowincji, co dało i im i nam okazję do nawiązania wielu znajomości i kontaktów na przyszłość. Członkowie SGM z zainteresowaniem zwiedzali miasto (o którym zapewne wiele słyszeli, ale trochę jakby w abstrakcji), jego zabytki, Cmentarz Łyczakowski i Cmentarz Orląt, a ks. Arcybiskup Marian Jaworski odprawił dla nas mszę św. w Katedrze. W niedzielę, kończącą pobyt za wschodnim kordonem, uczestnicy podróży włączyli się w obchód jubileuszu 130. rocznicy powstania (1867) we Lwowie polskiego „Sokoła” – Macierzy wszystkich polskich gniazd. Na uroczystość tę przybyło kilka autokarów gości z Krakowa, Raciborza, Niepołomic, muzycy z Dębicy i Woli Rzędzińskiej. Nastrój był wspaniały. * * * Co dała wizyta polskich samorządowców w miastach Ukrainy i we Lwowie? Niewątpliwie cenne jest nawiązanie kontaktów z tamtejszymi odpowiednikami na szczeblu gmin i ich organizacji – kontaktów, które na pewno zaowocują w przyszłości – ale nie mniej ważna była przyjazna atmosfera, której efekty zawsze są niewymierne. Ważnym skutkiem spotkań z Polakami może być pomoc, udzielana im przez poszczególne gminy z RP. Zarząd SGM obiecał zająć się tym zagadnieniem w sposób szczególny. I wreszcie: stu trzydziestu działaczy samorządowych, dalekich od problemów Polaków na Wschodzie, miało okazję je poznać. Może nawet więcej: zobaczyć, że ci Rodacy mówią i czują po polsku i chcą, by ich dzieci były Polakami. Że poza dzisiejszą granicą jest taka Ziemia, gdzie toczyła się polska historia i gdzie panowała, trudna do zatarcia, polska kultura. W podróży wzięli udział krakowscy dziennikarze: Barbara Matoga, która w „Dzienniku Polskim” opublikowała trzy duże artykuły na ten temat; Beata Bulda – artykuł w Tygodniku AWS oraz Dariusz Walusiak, którego filmy z kolejnych etapów podróży oglądaliśmy w Telewizji Krakowskiej. |