Strona główna O nas Kwartalniki Rozmowy Sylwetki Słownik Archiwalia Publikacje Wydawnictwa
Kontakt

ul. Piłsudskiego 27,
31-111 Kraków
cracovialeopolis@gmail.com

Facebook

KWARTALNIKI

2005 | 2004 | 2006 | 2003 | 2007 | 2001 | 2002 | 2000 | 1999 | 1998 | 1997 | 1996 | 1995 | 2008 | 2009 | 2010 | 2011 | 2012 | 2013 | 2014 | 2015 | 2016 | 2017 | 2018 | 2019 | 2020 | 2021 | 2022

Tadeusz Krzyżewski, W HUMORZE RETRO

Jedną z najcenniejszych cech naszego narodowego charakteru jest poczucie humoru i zdolność do śmiechu, nawet w krytycznych momentach historii czy osobistego niepowodzenia. Zauważył to jeden z prezydentów Francji – wśród jego wypowiedzi podczas wizyty w Polsce w czerwcu 1975 r. znalazła się przede wszystkim pochwała wesołości i podkreślenie tych wspólnych cech, które nas łączą z Francuzami: żarliwe przywiązanie do tradycji narodowej, skłonność do żartowania, ta sama wspaniałomyślność ducha, zdolność do entuzjazmu i krytyki oraz niefrasobliwość, która nas nie opuszcza nawet w najcięższych chwilach.
Fenomenem historycznym jest przecież fakt, że po każdym nieudanym zrywie politycznym, po powstaniach narodowych, pojawiają się znakomici humoryści i komediopisarze, którzy śmiechem leczą rany narodowe. Po powstaniu listopadowym twórczość komediopisarska Fredry osiąga szczyty humoru i dowcipu; wkrótce po powstaniu styczniowym pojawiają się satyrycy i fraszkopisarze tej miary co Jan Lam, Chochlik-Zagórski i M. Rodoć-Biernacki. Ich następcy i kontynuatorzy akcji śmiechotwórczej działają wszyscy w myśl starej zasady, że gdy nie ma z czego się śmiać, wtedy właśnie pojawiają się satyrycy i humoryści! Są wśród nich epicy humoru, tacy jak Prus i Sienkiewicz, są zawodowi wyrobnicy pióra, których zadaniem jest rozpędzać troski dnia powszedniego żartem, humoreską lub fraszką na łamach popularnego czasopisma.
Jeżeli więc sięgamy w literaturze, sztuce, filmie i w teatrze do motywów z przeszłości bliższej i dalszej, szczególnie zabawne i pouczające powinno być retrospektywne spojrzenie w karty roczników pism tkniętych humorem, aby porównać, jakie ewolucje przeszedł żart i dowcip, zanim doszedł do form współczesnych.
Nieliczne nasze czasopisma humorystyczne, przede wszystkim „Szpilki”, chętnie wracały do dawnych motywów komicznych, prezentując na swoich łamach mocno już zwietrzały dowcip i rysunek komiczny dawnej Warszawy z epoki Królestwa Kongresowego. Rzadko natomiast jest eksponowany humor tej dzielnicy kraju, która wydała właśnie Fredrę, Lama i Rodocia. Mówimy o Galicji, która pod zaborami cieszyła się stosunkowo największą swobodą w dziedzinie twórczości satyrycznej, tu więc także kontynuowano w słowie i piśmie żart staropolski, którego dominującą właściwością była dobroduszna drwina przy zachowaniu jak najszerszej tolerancji i wolności przekonań.
Odzwierciedla go najlepiej bogata ilościowo prasa galicyjska o najrozmaitszych odcieniach. Występuje tu w sposób klasyczny znane w naszym życiu społecznym zjawisko, że gdy spotyka się w warunkach konspiracji lub na obczyźnie trzech Polaków, zaraz zakładają redakcję oddzielnego pisma, przy czym na terenie Galicji miało ono najczęściej posmak humorystyczno-satyryczny. W śmiechu bowiem szukali obywatele galicyjscy z konieczności uniwersalnego lekarstwa na bezwład gospodarczy, niemożność rozwinięcia szerszej inicjatywy, nędzę ekonomiczną i wszelkie kompleksy popowstaniowe. Działali zgodnie z diagnozą, jaką postawił ówczesnemu życiu tej dzielnicy Jan Lam, twórca polskiej powieści satyrycznej, autor osławionych w swoim czasie powieści pt. Wielki świat Capowic, Głowy do pozłoty oraz ironicznych, świetnych kronik niedzielnych, ukazujących się w prasie lwowskiej w latach 1869–1886. Wobec skrępowania inicjatywy obywatelskiej w każdej dziedzinie pisze on w powieści Dziwne kariery, wydanej w r. 1885: …Mieszkańcy stolicy Galicji najpierw prosili, próbowali sami gospodarzyć, gniewali się i wszystko to nic nie pomogło. Została im w końcu zwykła broń bezsilnych – szyderstwo. Z rozpaczy pozakładali pisma humorystyczne i śmieją się z biedy, na którą nie ma rady, jak chyba pożar i radykalna zaraza morowa…

Rzucili się więc dzielni rodacy do wydawania pism humorystycznych i robili to z takim zapałem, że w latach 1834–1939 ukazało się w sumie na obszarze Galicji oraz późniejszej Małopolski 70 i kilka różnych tego rodzaju czasopism, z czego w stolicy równo pięćdziesiąt, reszta zaś w Krakowie i pomniejszych miastach galicyjskich. Były lata, jak np. rok 1895, gdy w samym tylko Lwowie wychodziło równocześnie pięć czasopism, które K. Estreicher ochrzcił mianem „naśmiewczych” („Szczutek”, „Śmigus”, „Zagłoba”, „Humorysta”, „Wesoły Kurierek”). Absolutny rekord w skali światowej, jeśli zważymy, że miasto miało wówczas zaledwie 150 000 mieszkańców i było stolicą prowincji austriackiej liczącej 6 milionów mieszkańców!
Obecnie posiadamy w kraju dwa czasopisma humorystyczne, wydawane w ogromnych nakładach, zaś akcja naśmiewcza społeczeństwa zorganizowana jest na zasadzie decentralizacji. Obok czasopism specjalnych oraz teatru – żart i karykatura przeniknęły w szerokiej mierze na łamy dzienników, zajęły sporo miejsca i czasu w programach kina, radia oraz telewizji. Tym bardziej podziwiać należy wyjątkową, iście gargantuiczną chęć do żartów i kpin, która wyraziła się w tak masowej akcji wydawniczej.
Na miejsce każdego pisma humorystycznego, które padało na pobojowisku śmiechu w uporczywej walce z konfiskatą, cenzurą, brakiem inwencji lub chroniczną golizną finansową, powstawało natychmiast inne, pełne nowej pasji satyrycznej, skupiające wokół siebie własne grono miłośników i protektorów humorystyki.
W ten sposób ciągnie się nieprzerwany poprzez całe stulecie łańcuch dowcipów, fraszek, kalamburów i karykatur o zupełnie swoistej tradycji i zabarwieniu. Zapoczątkował go w 1834 roku krotochwilny kwartalnik „Śmieszek”, wydawany przez Juliana Kamińskiego, skryptora Zakładu im. Ossolińskich. W artykule zamieszczonym na łamach „Przekroju” nazwał go Eryk Lipiński pierwszym polskim periodykiem humorystycznym.
Po dłuższej przerwie, spowodowanej wypadkami politycznymi, rozpoczyna się po roku 1862 długi szereg pism humorystycznych specjalizujących się w humorystyce szlacheckiej, mieszczańskiej, ludowej, a nawet robotniczej. Wylatują w świat różne „Bąki”, „Komety”, „Krzykacze”, „Kuźnie”, potem „Chochliki” i „Makabundy”; szczutki w nos rozdaje przez 27 lat tygodnik „Szczutek”, „Różowe Domino”, a następnie stateczny „Śmigus”, wychodzący lat z górą 30, aż do czasów I wojny światowej. Oddzielną klientelę czytelniczą próbują zjednać sobie szlachecki „Zagłoba”, robotnicze „Cięgi”, mieszczański „Humorysta” oraz „Biesiada humorystyczna”. W okresie między­wojennym ukazuje się „Pocięgiel”, „Kabaret”, „Świrk”; odnowiony „Szczutek” nr 2, jedno­czący najlepsze pióra z Kasprowiczem i Wasylewskim na czele, „Komik Polski” i kilka innych. Sekundował im w Krakowie mieszczański „Diabeł” przez pełnych lat 50, „Harap”, „Liberum veto”, „Bocian” i „Wróble na dachu”.

Porównajmy, poczynając od kart najstarszych roczników, jak wyzwalał się w historii polski żart i pasja wyśmiewcza. Już w pierwszych zeszytach „Śmieszka” odkrywamy niespodzianie dziś epigramaty, przepowiednie i tak modne obecnie dociekania futurologiczne.
A więc:
Niesprawiedliwie oskarżają ludy, iż na rząd powstają, one przeciwnie – powstają na nierząd!
Chińczykom kazano szczepić rewolucję, ażeby ich od naturalnej uchronić.
Tylko pochodniom można mieć zapalone głowy!
Wszystkie zawierane pokoje to są tylko ferie wojenne.
Gorset jest antykonstytucyjny, bo ściska wolność osobistą.
I taki kalambur:
Astronomowie przepowiadają, że tam, gdzie teraz wschód, będzie zachód, ale trzeba wielkiego zachodu koło tego wschodu.
Stary, choć nie leży w trumnie, a już mówią, że jest przycieniony wiekiem.
Dobrze, że sprawiedliwość ma zawiązane oczy, boby się zmartwiła widząc, co z nią świat wyrabia.
Najlepszy rząd:
Po czym poznać rząd dobry, jakby ci się zdało?
Po tym co dobrą żonę – mówią o niej mało!
Życie musi być także jakimś występkiem, skoro śmiercią karane bywa.
Jest i prognozowanie, niemal naukowe, na 100 lat naprzód. Łatwo można sprawdzić, czy to przewidywanie przyszłości na stopniu przednaukowym sprawdziło się w r. 1934:        
Starzy nie będą zrzędzić i zaniechają brudnego sknerstwa. Niewiasty będą mniej ciekawymi. Młodzież stanie się skromniejszą; będzie mówić mało i do rzeczy. Nowożeńcy będą oszczędniejsi w ślubnych wydatkach. Małżonkowie płci obojej jedni dla drugich względniejsi będą. Panny mniej się będą za modą uganiać, a więcej do swego wieku stosować będą. Kumy nie będą obgadywały swych sąsiadów. Kokietki, lubiące się podobać wszystkim mężczyznom, pomieszczą w rzędzie ostatnich także i swoich mężów. Uczeni nic nie powiedzą próżnego. Adwokaci przestaną wikłać prawdę. Sędziowie spać będą tylko w nocy. Kupcy i aptekarze kontentować się będą umiarkowanym zyskiem.
Wino mieszane będzie z wodą tylko u stołu. Bogacze ludzkimi się staną. Biedacy pracować ochoty nabiorą. Ludzie jednej profesji nawzajem lubić się będą! Prawdziwie taki rok złotym nazwać można, szkoda, że do niego tak daleko jeszcze.
Dodajmy, iż pomimo upływu niemal 150 lat jesteśmy równie dalecy od realizacji tych prognoz.

Szczególnym wzięciem cieszył się później „Szczutek I”, na którego łamach wypowiadali się najlepsi ówcześni satyrycy i rysownicy. Tworzyli oni typy komiczne, zaludniające przez długie lata świat galicyjskiej „tromtadracji”. To ostatnie pojęcie stworzył Lam, używając go jako synonimu efekciarstwa i krzykliwego wygłaszania mów patriotycznych. Przeszło ono do literatury i na deski sceniczne, błyszcząc niemal w każdym popularnym refrenie komediowym:
Śpiewam sobie tromtadrata,
Bom ja tęga demokrata…
Lam miał wyjątkowy talent do kreowania znaczących nazwisk i przydomków. Stworzone przez niego popularne określenie „Gogo”, „goguś”, przyjęło się również na długie lata i oznaczało, podobnie jak dziś „Bęcwalski” – młodziana o pustej głowie, wstecznych poglądach i niesmacznej elegancji.
Protoplastą gogów, występujących przez lata całe na łamach „Szczutka”, był młody August Dzieduszycki, który zasłynął z olbrzymich kołnierzy, fantastycznych krawatów i kapeluszy niebywałej wysokości. W „Szczutku” towarzyszył gogowi cały orszak Preclitschków, „hrabiów Kalasantych”, „Orderowiczów”, „Strachajłów” i innych wytypowanych postaci ze świata mieszczańskiego Galicji.
Straszni to byli mieszczanie, wśród których największym postrachem była teściowa, ta z popularnego rysunku w kalendarzu „Haliczanin”, albo jako Dulska afiszująca się moralnością z komedii Zapolskiej, pod tymże właśnie tytułem.
Ideałem komicznym tego mieszczaństwa, prowadzącego uregulowany tryb życia, były małe zdrady małżeńskie i wielka bomba piwa w sklepie śniadankowym Szkowrona czy Naftuły. Nie znaczy to, że muzyka, śpiew, sztuka teatralna i literatura znajdowały się na marginesie zainteresowań tego społeczeństwa! Towarzyszyły bowiem każdej rozmowie towarzyskiej; przy fortepianie, z ręką na klawiaturze, wdzięczył się często młody mieszczuch do swojej bogdanki, a gdy Kiepura chciał zdobyć pierwsze laury publiczne, wybrał na swój debiut scenę opery lwowskiej. Nie bacząc na to, że filmowymi westernami będą się pasjonowali widzowie dopiero w latach pięćdziesiątych naszego stulecia, sięgały czasopisma tego rodzaju co „Biesiada Humorystyczna” do motywów z dzikiego Zachodu już w roku 1909, a odrodzony w 1918 r. tygodnik „Szczutek II” przedrzeźniał ckliwe malarstwo Kossaka, specjalizującego się w tematach ułańskich, parodiując w kapitalny sposób ograny motyw „ułan i dziewczyna”.
Za wzorem dawnego „Śmieszka” redaktorzy „Szczutka” czuli się równie dobrymi futurologami, uprawnionymi do przewidywania przyszłości. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że już w 7 numerze roku 1918 odważyli się na sarkastyczne przewidywania terminu rozwiązania europejskich konfliktów wojennych dopiero przed r. 1978, to schylić musimy czoło przed ich intuicją. Przepowiednia ta nabiera satyrycznych aspektów właśnie dziś, gdy inflacja gnębi cały cywilizowany świat:

Nauka historii dla naszych prawnuków
(wyjątek z podręcznika wydanego w r. 1878!)
Kiedy para trzewików kosztowała parę milionów, a technika artyleryjska doszła do takiej doskonałości, że nabój działa dalekonośnego mógł oblecieć w przeciągu 2 minut ziemię i zabić kanoniera, który go wystrzelił, zawarto w Europie trwały pokój światowy, z trzechletnią gwarancją. Każde z państw inaczej zapatrywało się na ów „pokój”. O Rosji mówiono, że ma pokój obity na czerwono. Austria dostała pokój ze wspólnym wejściem. Niemcy otrzymali pokój z widokiem na morze, Anglii przypadł pokój z łaźnią. Najgorszy los przypadł Polsce. Musiała zadowolić się pokojem z pruską ścianką. Jak wiadomo, ścianki tego rodzaju nie dają gwarancji trwałości …

W „Szczutku”, który niemal monopolicznie rządził polskim humorem i satyrą w latach 1918–1929, szczególnie ostre pióra posiadali karykaturzyści Kamil Mackiewicz, Kazimierz Sichulski, Zdzisław Czermański i Kazimierz Grus. Ten ostatni projektował szatę graficzną „Szczutka” do ostatniej ­chwili, karykaturami zjednywał czytelników i bronił go przed zakusami cenzury aż do marca 1929. Ale długie lata potem jeszcze zasilał Grus czasopisma satyryczne polskie i obce swymi rozkosznymi rysunkami dziecięcymi jako „mały Kazio”, a nawet w r. 1945 na wiosnę, gdy jako „Franio” przepowiedział Hitlerowi na szpaltach „Przekroju”, że na niego niebawem przyjdzie kolej!

Należy na zakończenie wspomnieć o ostatnim większym humorystycznym przedsięwzięciu wydawniczym, jakim był dla tej dzielnicy tygodnik „Komik Polski”, pod kierownictwem red. Doll-Olpinskiego w latach 1932–1935.
Ostatni spadkobierca galicyjskich tradycji humorystycznych tej ziemi, której satyrycy według recepty J. Słowackiego najpierw próbowali w swej twórczości naśmiewczej „gryźć serce”, a gdy już serca nie starczyło dla takiej psiej roboty, umieścili w nagłówku własnego czasopisma cwaniackie hasło Wesoło choć goło, głupio, ale zdrowo! Było to w swoim czasie najtańsze pismo humorystyczne w Polsce, zeszyt kosztował bowiem 10 groszy, tj. tyle co przeciętny dziennik! Redakcja „Komika”, jak również zespół powstałej w owych latach „Wesołej Fali” radiowej z Szczepkiem i Tońkiem na czele, próbowali w swej działalności komicznej oddać sens życia tej kategorii współobywateli, którzy poprzez dobroduszny żart realizowali zasadę życzliwości dla bliźnich, dla swego miasta i całego świata.
wrzesień 1975