Strona główna O nas Kwartalniki Rozmowy Sylwetki Słownik Archiwalia Publikacje Wydawnictwa
Kontakt

ul. Piłsudskiego 27,
31-111 Kraków
cracovialeopolis@gmail.com

Facebook

KWARTALNIKI

2005 | 2004 | 2006 | 2003 | 2007 | 2001 | 2002 | 2000 | 1999 | 1998 | 1997 | 1996 | 1995 | 2008 | 2009 | 2010 | 2011 | 2012 | 2013 | 2014 | 2015 | 2016 | 2017 | 2018 | 2019 | 2020 | 2021 | 2022

Tadeusz Krzyżewski, LWOWSKI „ŻYD WSPANIAŁY”, WIKTOR CHAJES (1875–1941)

W swych pamiętnikach z lat 1926–1939, urodzony we Lwowie Wiktor Chajes, przedstawiciel władz samorządowych przedwojennego – ale od 600 lat polskiego miasta – przenosi nas do owych krwistych lat poprzedzających II wojnę światową, wskrzeszonych utalentowanym piórem człowieka pełnego wigoru, szlachetnego patriotyzmu i niesłabnącego optymizmu.

Przez ćwierć wieku był z urzędu reprezentantem i obrońcą mniejszości żydowskiej, najpierw jako radny, a następnie od 1930 r. – wiceprezydent królewskiego stołecznego miasta Lwowa, liczącego w połowie 1939 r. 360 000 mieszkańców. Z górą 30%, tj. około 100 000 obywateli, stanowiła mniejszość żydowska, 60% liczyli Polacy, a pozostałą część ludności – Ukraińcy oraz nieliczni przedstawiciele innych mniejszości.
Były to ostatnie, jeszcze „złote czasy” dla Żydów polskich, którzy w państwie tolerancyjnym dla swych mniejszości korzystali z licznych swobód w zakresie działalności zawodowej, religijnej i kulturalnej. Łącznie liczba ich wynosiła w Polsce 3,5 miliona, tj. 11% ludności. Była to mniejszość procentowo i globalnie największa spośród wszystkich państw w Europie.
I to właśnie było siłą i słabością polskiego żydostwa.
Ruchliwa, żądna wiedzy, garnąca się do handlu, przemysłu, budownictwa, bankierskiego obrotu pieniężnego i wolnych zawodów, a stroniąca od ciężkiej pracy na roli, w górnictwie czy hutnictwie, a także w wojsku i obronności kraju, uprzywilejowana od czasów króla Kazimierza Wielkiego w powyższych dziedzinach, ludność żydowska zaczęła masowo napływać do miast, szczególnie wschodniej i południowo-wschodniej Polski, poczynając od jej stolicy.
Przed II wojną światową stanowiła dominujący element miejski w tych częściach kraju, przykładowo zaś w takich miastach i miasteczkach jak Brody, Buczacz, Czortków, Podhajce, Zaleszczyki, a także wojewódzkie Tarnopol czy Stanisławów wskaźnik ludności żydowskiej przekraczał często 50%, co jaskrawo kłóciło się z 11% wskaźnikiem ogólnopolskim i świadczyło o rosnących dochodach tej części ludności żydowskiej, z upośledzeniem pozostałej, uboższej ludności polskiej w miastach i na prowincji rolniczej. Z tego okresu pochodzą obiegowe przechwałki Żydów, trudniących się wolnymi zawodami oraz pracujących w handlu i przemyśle miejskim, którzy często publicznie oświadczali żalącym się gojom: No dobrze, ale wasze są w Polsce tylko ulice, nasze zaś kamienice… Satyrycy pisali równocześnie w prasie ironicznie i gwarowo:

Bo Galicje kraj jedyny
To są nasze Palestyny…

Rosnąca po I wojnie światowej konkurencja i walka o byt powodowały w Polsce z jednej strony konsolidację żywiołów narodowych, z drugiej zaś otwarty bojkot i walkę z Żydami w dziedzinie gospodarczej. Bojkot, np. na uczelniach wyższych, wyrażał się we wprowadzeniu zasady numerus clausus, tj. ograniczenia liczby studentów‑Żydów do ogólnego procentu Żydów w skali całego kraju.
Żydzi, zmuszeni rosnącymi ograniczeniami, zaczęli z kolei szukać rozwiązania kwestii żydowskiej poprzez emigrację i nasilenie międzynarodowego ruchu syjonistycznego, którego celem było zdobycie ziemi w Palestynie. Stała się ona w końcu zalążkiem niezależnego państwa Izrael.
Działacze żydowscy w Polsce, szczególnie we Lwowie, szukali konsekwentnie rozwiązania tej sprawy również w drodze asymilacji, tj. stopienia się z żywiołem polskim przez przejęcie języka i kultury naszego narodu. Była ona szczególnie atrakcyjna dla tradycyjnej inteligencji żydowskiej, która wydała tak znakomitych działaczy i uczonych, jak Feldman, Aszkenaze, Jakub Diamand, Lilien, Felsztyn, Loewenherz, Parnas i inni. Do tej grupy należał W. Chajes, który po ich śmierci, krótko przed wojną, urósł do miana wodza lwowskiej asymilacji żydowskiej.
Godzi się wspomnieć, że z tego środowiska wyszli – już jako emigranci powojenni – uczeni światowej sławy: Stanisław Marcin Ulam (1909–1984), syn Józefa Ulama, politycznego przyjaciela Chajesa, absolwent Politechniki Lwowskiej, znakomity matematyk i fizyk, współtwórca bomby wodorowej w USA, oraz jego młodszy brat Adam Ulam, politolog (1922–2000), prof. Harvard University; prof. UJK Jakub Parnas (1884–1949), mikrobiolog, twórca współczesnej biochemii; pisarze – Józef Wittlin (1896–1976), kandydat do nagrody Nobla (niedokończona powieść „Sól ziemi”), oraz Marian Hemar‑Hescheles (1901–1972), pisarz, satyryk, najznakomitszy poeta Lwowa XX wieku.
Kultura i polszczyzna urzekły W. Chajesa już jako 9-letniego chłopca, mimo że pochodził z chasydzkiej, rabinackiej rodziny. Jako późniejszy student polskiego gimnazjum im. Franciszka Józefa asymiluje się tak skutecznie, że urządza wieczorki patriotyczne, zakłada kółka samokształceniowe, tworzy nielegalną organizację Orła Białego i w więzieniu austriackim zdobywa szlify polskiego konspiratora.
Po trzyletnim pobycie w Berlinie, gdzie ukończył Akademię Handlową, wraca do kraju i zakłada własny Dom Bankowy. Prowadził go ze zmiennym szczęściem aż do II wojny światowej, ale w każdym przypadku zapewnił mu on niezależność finansową. Dzięki niej rozwija bogatą działalność filantropijną i społeczną. Funduje biblioteki, rozbudowuje szkoły, ustanawia stypendia, prezesuje działalności żydowskiej gminy wyznaniowej (kahału). Jako prezydent miasta, towarzyszący w pracy prezydentowi prof. drowi Stanisławowi Ostrowskiemu wraz z dr. Janem Weryńskim i Franciszkiem Irzykiem, kieruje sprawami kultury, teatrów, propagandy i turystyki miasta oraz kilku przedsiębiorstw miejskich. Należy do założycieli i komitetu wykonawczego Targów Wschodnich 1921–1939.
Szczerość, uprzejmość i dostępność dla wszystkich jednały mu przyjaciół i łagodziły gniew antagonistów. Fortuna mu sprzyjała, kochał Lwów, swe miasto rodzinne, i Polskę, był wiernym, wytrwałym zwolennikiem marszałka Piłsudskiego. Poskąpiła mu jedynie własnego potomstwa, tym więc pieczołowiciej opiekował się młodzieżą żydowską i polską oraz przybraną córką, Polką.
Ostentacyjnie i własnym przykładem podkreślał swe umiłowanie polskości. On jeden, jako członek prezydium miejskiego, zjawiał się na uroczystościach i manifestacjach narodowych ubrany w ciemną czamarę XIX-wieczną, z dekoracyjnym, złotym łańcuchem prezydenckim na szyi!
Słusznego wzrostu i miernej tuszy, łysiejący, ale z puklami siwych włosów oraz sumiastym wąsem, budził swą szlachetną postawą respekt i staropolską sympatię.
Przeżył swe ideały, rozczarował się do idei asymilacji żydowskiej, ale wiernie trwał na narodowym posterunku kresowego miasta, choć przeczuwał instynktownie przyszłość i bał się mściwego diabła historii, który już wówczas groził milionami ofiar w hekatombowej katastrofie, nazwanej później żydowskim „holocaustem”. Pisał o tym częściowo w swych pamiętnikach.
Przestrzegał w nich również przed nadchodzącą apokalipsą światową i wojennym Aniołem Zniszczenia, który jeszcze przed rokiem 1939 kreślił dla jaśniej widzących na polskim niebie swe biblijne „mane, tekel, fares”.
Nie tracił jednak nadziei i wierzył w pomyślne jutro oraz ostateczne zwycięstwo Polski.
Tuż przed wejściem barbarzyńskiego wroga ze wschodu do rodzinnego Lwowa dnia 21 września 1939 zanotował w swym pamiętniku: …jestem dość spokojny, na śmierć przygotowany, ale boję się, żeby mnie hitlerowcy nie sponiewierali i nie zamordowali wśród mąk.
Jednak to nie hitlerowcy go sponiewierali i zamęczyli!… Następnego dnia o godzinie 2 w nocy zdążył jeszcze zapisać ostatnią, hiobową wiadomość: Gen. Langer oddał miasto sowieckiej armii, która lada godzina wejdzie do Lwowa. Niech żyje Polska!
Wkrótce też został aresztowany przez agentów bezpieki NKWD, podobnie jak pozostali koledzy-członkowie prezydium miejskiego, każdy oddzielnie. Ocalał jedynie prezydent Ostrowski jako profesor – lekarz uniwersytecki, wywieziony do Moskwy, osądzony i skazany na 8 lat łagru w Mongolii. Został zwolniony w listopadzie 1941 r. na mocy amnestii, zastrzeżonej w umowie Majski–Sikorski.
W. Chajes, wywieziony do Starobielska, chory na nerki, zmarł – według niepotwierdzonych informacji polskich jeńców, którzy wrócili z łagrów sowieckich – w więziennym szpitalu na uremię z początkiem 1941 roku. O dwu wiceprezydentach J. Weryńskim i F. Irzyku brak jakichkolwiek wiadomości.
Barbarzyński okupant zataił ich martyrologię i zatarł ślady istnienia polskich rządców przedwojennego Lwowa. Podobny los sądzony był pomnikowi bohaterstwa Lwowskich Dzieci – Cmentarzowi Obrońców. Został on zdruzgotany sowieckimi buldożerami w 1970 roku. Kapryśny los sprawił, że ocalało środkowe przęsło tzw. Łuku Chwały – brama wejściowa, a na niej łacińska inskrypcja: Mortui sunt ut liberi vivamus…
W odbudowanym częściowo w latach 1989–1992 Cmentarzu Orląt Lwowskich ten fragment naszej chwały i miłości ku rodzinnemu Miastu sterczy samotnie ku niebu na tle zabudowań miejskich, by świadczyć przed światem okrwawionymi murami, że ostatni rozdział lwowskiego męczeństwa jeszcze dopisze historia, bo Oni wszyscy – Polacy i lwowscy Żydzi – bohatersko i bez wahania UMARLI, ABYŚMY MOGLI ŻYĆ WOLNYMI.

Dr Tadeusz Krzyżewski, kierownik Biura Propagandy i Turystyki m. Lwowa, był współpracownikiem W. Chajesa w latach 1937–1939.
1996