Strona główna O nas Kwartalniki Rozmowy Sylwetki Słownik Archiwalia Publikacje Wydawnictwa
Kontakt

ul. Piłsudskiego 27,
31-111 Kraków
cracovialeopolis@gmail.com

Facebook

KWARTALNIKI

2005 | 2004 | 2006 | 2003 | 2007 | 2001 | 2002 | 2000 | 1999 | 1998 | 1997 | 1996 | 1995 | 2008 | 2009 | 2010 | 2011 | 2012 | 2013 | 2014 | 2015 | 2016 | 2017 | 2018 | 2019 | 2020 | 2021 | 2022

WERTUJĄC WYDAWNICTWA

• Wielką zasługę ma redakcja czasopisma Federacji Organizacji Polskich nU. „Nasze Drogi”, wydając piękny kalendarz na rok 2010, poświęcony Chopinowi*. Okazję dała 200. rocznica jego urodzin, ale w jakiejś części także 100. rocznica głównej na ziemiach polskich jubileuszowej uroczystości, zorganizowanej we Lwowie, wraz z pierwszym w naszej historii Zjazdem Muzyków Polskich, na którym wspaniałe, patriotyczne przemówienie wygłosił Ignacy Paderewski.
Kalendarz wydany we Lwowie ma dwóch zbiorowych adresatów. Pierwszym z nich jest społeczność polska żyjąca dziś poza wschodnią (a może nie tylko wschodnią) granicą RP. Kalendarz ułatwi przede wszystkim polskiej młodzieży z Ziem Wschodnich zrozumienie i utrwalenie przekonania o wielkości ducha narodowego w dziejach naszej kultury.
Drugim adresatem Kalendarza są inne społeczności narodowe, żyjące dziś we Lwowie i na całych Ziemiach Wschodnich, bliższych i dalszych. Kalendarz ułatwi na pewno rozumienie polskości Fryderyka Chopina, nie tylko po matce-Polce i asymilacji ojca, po miejscu urodzenia Fryderyka, jego pierwszego języka i wykształcenia, ale także i przede wszystkim po polskości jego dzieła, jego polonezów i mazurków, polskich wątków i ducha we wszystkich utworach muzycznych.
W Kalendarzu znalazł się doskonały tekst, omawiający etapy życia i twórczości Chopina** oraz cała seria ciekawych ilustracji. Dziękujemy za ten Kalendarz!

* Wdzięczność należy się Konsulatowi Generalnemu RP we Lwowie, który wydanie Kalendarza sfinansował.
** Nie podano autora.

• Ktoś ostatnio pokazał nam numer „Tygodnika Powszechnego”* z lutego 2010, do którego redakcja dołączyła wkładkę z cyklem artykułów pod wspólnym tytułem Polscy wypędzeni. Chodzi oczywiście o II wojnę i jej następstwa po obu stronach okupowanego kraju.
Po wstępie autorstwa W. Pięciaka (redaktora wkładki) zamieszczono 4 artykuły odnoszące się do centralno-zachodniej połowy kraju, okupowanej przez Niemców, i jeden dotyczący wschodniej połowy, zagarniętej przez sowietów.
W sumie Niemcy wygnali ze swych ziem ojczystych nieco ponad 900 tys. Polaków (Żywieckie, Wielkopolska, Zamojszczyzna i rejon nadmorski**). Spośród tych wygnańców z Polski centralno-zachodniej wielu zginęło, wielu rozproszyło się po świecie, a jakaś liczba postradała swą tożsamość. Trzeba jednak podkreślić, że większość – po tym paśmie cierpień – powróciła na swoje ziemie rodzinne, do swoich domów.
Inaczej stało się z Polakami ze wschodniej połowy kraju, o czym traktuje piąty artykuł autorstwa Macieja Korkucia, a zatytułowany jednoznacznie: Zagłada ojcowizny. Tu liczba polskich wygnańców mierzona jest w milionach.
Tragedia Ziem Wschodnich składa się z dwóch okresów. Najpierw okres pierwszej okupacji sowieckiej – od 17 września ’39 do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej pod koniec czerwca 1941; drugi – od ponownego wejścia sowietów w lipcu 1944 do… – tego autor nie określa, my wiemy sami.

* W Krakowie ukazuje się dziś czasopismo pod takim samym tytułem, jaki miał niegdyś ogólnie znany katolicki tygodnik, wydawany przez Kurię krakowską i redagowany przez Jerzego Turowicza. Aktualnie wydawane pismo nie ma powiązań z Kurią i wydawane jest przez spółkę z o.o., redaktorem zaś jest ks. Adam Boniecki (do niedawna Fredro-Boniecki). Właśnie to czasopismo współsponsorowało konferencję w sprawie beatyfikacji władyki grekokatolickiego Andrzeja Szeptyckiego (jak pamiętamy, syna Fredrówny).
** Gdynia, Gdańsk, Prusy.

• W latach PRL instytucje kościelne wydawały w kraju kilka czasopism naukowych, które – zapewne w niewielkich nakładach – trafiały głównie do bibliotek naukowych kościelnych i ważniejszych świeckich (np. uniwersyteckich). Były jednak również do nabycia w niektórych księgarniach katolickich w większych miastach.
Co dla nas istotne, w czasopismach tych (mających formę książek), znajdowały się materiały historyczne związane z Kościołem na terenie archidiecezji lwowskiej (zapewne również wileńskiej). Ponieważ kilka takich tomów udało się nam w tamtych latach nabyć, sądzimy, że warto je i zawarte w nich interesujące nas publikacje przedstawić.
- „Studia Theologica Varsaviensia” – półrocznik wydawany przez Akademię Teologii Katolickiej w Warszawie, nr 2/1966. Znajdujemy tam artykuł ks. Jana Charytańskiego SJ: Życie narodowe w galicyjskiej szkole pierwszej połowy XIX w. (głównie o Galicji wschodniej).
- „Studia Katechetyczne”, wydawane przez ATK w Warszawie, t. II, 1980. M.in. artykuł ks. Stanisława Pawliny: Kształcenie kleru obrządku łacińskiego we Lwowie od 1701 do 1783 roku.
- „Studia Lubaczoviensia”, wydawane przez Kurię Arcybiskupią w Lubaczowie, t. I, 1983. Tu już notujemy całą serię artykułów, m.in.: bp M. Rechowicz: O genezę Ślubów Lwowskich Jana Kazimierza; bp W. Urban: Wydział Teologiczny UJK we Lwowie i jego znaczenie dla nauki polskiej w okresie międzywojennym oraz jej organizacji w Polsce Ludowej; ks. J. Krętosz: Sieć parafialna archidiecezji lwowskiej obrz. łacińskiego do 1772 roku; ks. E. Szczerbiński: Zmiany w zakresie granic administracji kościelnej dokonane na terenie archidiecezji w Lubaczowie w czasie józefińskiej „regulacji parafii” (1783–1849)*; ks. E. Piotrowski: Ksiądz Gerard Szmyd (1885–1938).
- „Studia Lubaczoviensia” jw., t. II, 1984, m.in.: ks. S. Bizuń: Grzegorz z Sanoka, arcybiskup i humanista; ks. J. Kretosz: Organizacja parafialna archidiecezji lwowskiej obrz. łacińskiego a sieć parafii greckokatolickich i ormiańskich działających w obrębie jej terytorium (w XIX w. do 1918 r.); ks. F. Płaczek: Bolesław Twardowski, arcybiskup metropolita lwowski 1864–1944.


* Absurd świadczący o działalności cenzury w PRL: mowa o archidiecezji lwowskiej w czasach józefińskich (XVIII i XIX w.), a „archidiecezja w Lubaczowie” to druga połowa XX wieku.


Analogie     
We Wrocławiu istnieje Muzeum Miejskie Historii Wrocławia, założone po II wojnie światowej w celu dokumentowania odwiecznej polskości tego miasta, które jednak w ciągu wieków uległo napływowi żywiołu niemieckiego i germanizacji. Przywrócone Polsce w 1945 r., po usunięciu mieszkańców niemieckich, zostało zasiedlone przez napływ Polaków, w tym w dużej części przez ekspatriantów z Ziem Wschodnich, które zagarnął dla siebie ZSRR.
W tymże muzeum utworzono dział poświęcony właśnie tym nowym mieszkańcom miasta, Polakom ze Wschodu, ich dramatowi wysiedlenia i ich kulturze. Działem tym kierowała przez wiele lat pani kustosz Irena Zielińska, doprowadzając do powstania pokaźnej i cennej kolekcji przedmiotów przywiezionych przez polskich wygnańców z ojczystej ziemi i rodzinnych domów.
Tak było do niedawna. Doszło jednak do dwóch istotnych zmian. Nowym dyrektorem Muzeum został p. Maciej Łagiewski, p. Zielińska odeszła zaś na emeryturę.
Dowiadujemy się, że dyr. Łagiewski jest zainteresowany bardziej niemieckim wątkiem – na pewno bardzo ciekawym i istotnym dla kilkuwiekowego rozwoju Wrocławia, ale równocześnie trudna historia nowych, polskich mieszkańców miasta zeszła na dalszy plan. Dział kresowy został zamknięty.
W ubiegłym roku otwarto we wrocławskim muzeum nową stałą wystawę pod nazwą „1000 lat Wrocławia”.
Przepisujemy z krakowskiego „Dziennika Polskiego” z 1–2 VIII ’09:
Według Muzeum Miejskiego we Wrocławiu rozbiory Polski to „przyłączenie nadgranicznych ziem”, a Prusacy nie byli tacy źli, ponieważ przyczynili się do rozwoju miasta i „asymilowali” mniejszości narodowe – napisał wczoraj „Nasz Dziennik”. Otwarta w Muzeum Miejskim wystawa stała „1000 lat Wrocławia”, której jednym ze sponsorów jest Niemieckie Towarzystwo Kulturalno‑Społeczne, zbiera dobre recenzje w prasie, więc wydawałoby się, że warto ją obejrzeć. W rzeczywistości zwiedzający otrzymują złagodzony obraz Prus i rządzącej dynastii Hohenzollernów – pisze gazeta.
Posiłkując się przewodnikiem po wystawie, widzowie mogą być cokolwiek zaskoczeni, kiedy przemierzając salę pruską ekspozycji, przeczytają, że rozbiory to „wcielenie” przygranicznych terenów przez Fryderyka II wespół z carycą Katarzyną. – Te „przygraniczne tereny” stanowiły niemal połowę państwa pruskiego – przypomina prof. Grzegorz Kucharski.
Przecieramy oczy – i nic nie rozumiemy. Wygnańcy z zabranych nam Ziem Wschodnich, nie pytani o zdanie, zostali przed 2/3 wieku osiedleni na tzw. Ziemiach Odzyskanych na zachodzie i tam przeżyli owe 60–65 lat. Teraz podsuwa się im – wraz z Niemcami – jakąś całkiem inną koncepcję. Co mają więc myśleć? Jaki będzie krok następny?
Pytanie dość istotne: co na to polskie władze państwowe i miejskie Wrocławia? Jak to możliwe, że wystawa o takim wydźwięku mogła powstać?
Przy okazji: popatrzmy na stronę wschodnią. Czy my, Polacy, moglibyśmy urządzić analogiczną wystawę we Lwowie lub Wilnie? Bo argumenty mamy jak znalazł.

• Pan Krzysztof Bulzacki powiadomił nas, że przed paru laty ukazała się książka pt. Rose Bailly – wielka Francuzka o polskim sercu, napisana przez T.E. Domańskiego i wydana przez „Norbertinum” w Lublinie. Starsi Czytelnicy zapewne pamiętają tę wielką przyjaciółkę Polski, naszej historii i kultury, zaprzyjaźnioną z T. Boyem-Żeleńskim (nazywał ją „Różyczką”) i wieloma innymi wybitnymi polskimi ludźmi kultury zarówno przed II wojną w Polsce, jak w czasie i po wojnie we Francji.
Już po wojnie napisała Rose Bailly książkę, znaną najbardziej w angielskim wydaniu (1956) A city fights for freedom, gdzie mówi światu o walce Polaków o polski Lwów. Tłumaczenie z francuskiego i wydanie książki zostało wtedy dokonane przez specjalnie powołany PUBLISHING COMMITTEE LEO­POLIS za pieniądze zebrane z całego świata. Ostatnio została wydana po polsku przez wspomniane wyżej „Norbertinum”.
Książka o Rose Bailly jest jeszcze do otrzymania w wydawnictwie. Bardzo dziękujemy Panu Krzysztofowi za te wiadomości.