Strona główna O nas Kwartalniki Rozmowy Sylwetki Słownik Archiwalia Publikacje Wydawnictwa
Kontakt

ul. Piłsudskiego 27,
31-111 Kraków
cracovialeopolis@gmail.com

Facebook

PUBLIKACJE

Ksiazki i czasopisma omówione w naszych kwartalnikach

Wszystkie | 2005 | 2004 | 2006 | 2007 | 2002 | 2003 | 2001 | 2000 | 1999 | 1998 | 1996 | 1997 | 1995 | 2008 | 2009 | 2010 | 2011 | 2012 | 2013 | 2014 | 2015 | 2016 | 2017
Sortuj alfabetycznie | Sortuj numerami



Bujak Adam, Lwów–Lwiw–Leopolis

[1/1998]

Największą furorę robi jednak – nie tylko przez swoje niezwykłe piękno, ale i dzięki nazwisku autora, sławnego artysty fotografika krakowskiego (twórcy blisko już pięćdziesięciu albumów) – autorski album Adama Bujaka – Lwów–Lwiw–Leopolis (wyd. Bosz, Olszanica–Lesko 1997). Mieści się tam ponad 220 widoków miasta, jego zabytków, ulic, placów i parków, wnętrz i dzieł sztuki. Niezwykłe są ujęcia: z helikoptera, z wież i wzniesień, i – po prostu z ulicy. Jednak nie miejsce fotografowania jest tu najważniejsze, lecz sposób ujęcia. Ta sztuka właśnie przesądza o artystycznej wartości albumu, sposób widzenia przedmiotu – czy jest nim całe miasto, dom, pomnik, cmentarz lub mała rzeźba. Zdjęcia Bujaka nie są fotograficznymi wizerunkami obiektów, jak w dawnych tradycyjnych albumach krajoznawczych. Są to impresje artysty (które w latach międzywojennych rozpoczął u nas chyba Jan Bułhak), gdzie rolę odgrywa ujęcie kształtu (niedostrzegalne dla zwykłego obserwatora), światłocień, kolorystyczne plamy, a przede wszystkim całkiem osobisty sposób patrzenia artysty. Przykładem: nieprawdopodobne ujęcia pomnika Mickiewicza, wieczorne impresje z Cmentarza Łyczakowskiego, zdjęcia z nabożeństw w katedrze lub zjawiskowe kompozycje wież i kopuł, widzianych poprzez drzewa – letnie i zimowe (Bujak wyjeżdżał do Lwowa czterokrotnie, w każdej porze roku, i – jak mówi – pokochał to miasto).
Wielką sztukę Adama Bujaka uzupełnił tekst Jerzego Janickiego – utrzymany w konwencji gawędy dla młodzieży – o historii Lwowa, jego kulturze i ludziach. Niestety autor nie ustrzegł się dość licznych lapsusów, z których tylko część można potraktować jako licentia poetica. To pewnie z pośpiechu – szkoda, bo zdjęcia są na najwyższym poziomie, a cena albumu proporcjonalna.
Spodobało się nam, że w albumie dano także tekst i opisy zdjęć po ukraińsku, a nazwy ulic właściwe – przedwojenne. Warto, by nowi, niepolskojęzyczni mieszkańcy Lwowa mogli się wreszcie zorientować, gdzie przyszło im zamieszkać.
Post scriptum: z prasy dowiedzieliśmy się, że album Lwów należał do najlepiej „sprzedających się” książek w księgarniach krakowskich w okresie przedświątecznym.