Strona główna O nas Kwartalniki Rozmowy Sylwetki Słownik Archiwalia Publikacje Wydawnictwa
Kontakt

ul. Piłsudskiego 27,
31-111 Kraków
cracovialeopolis@gmail.com

Facebook

PUBLIKACJE

Ksiazki i czasopisma omówione w naszych kwartalnikach

Wszystkie | 2005 | 2004 | 2006 | 2007 | 2002 | 2003 | 2001 | 2000 | 1999 | 1998 | 1996 | 1997 | 1995 | 2008 | 2009 | 2010 | 2011 | 2012 | 2013 | 2014 | 2015 | 2016 | 2017
Sortuj alfabetycznie | Sortuj numerami



Siedlar-Kołyszko Teresa, Przecież tu Polska kiedyś była

[1/2013]

Pani Teresa Siedlar-Kołyszko, krakowska dziennikarka, to osoba, która kilkadziesiąt lat swego życia spędziła w podróżach po Ziemiach Wschodnich. Nie, nie po kresach, bo to ziemie dalekie, ukrainne, lecz po dawnych Ziemiach Królewskiej Rzeczypospolitej – tak powiedziała w rozmowie, której nam swego czasu udzieliła (CL 4/2004 – warto jeszcze raz przeczytać!).

 

Jeździła z plecakiem, różnymi środkami lokomocji – pociągami, autobusami czy marszrutkami, czasami ktoś Ją podwiózł, nocowała u ludzi wcześniej poznanych. A w jakim celu – bo wtedy, przed laty, zdała sobie sprawę z tego, że nazwy Nowogródek, Grodno, Krzemieniec były dla Niej martwymi rzeczownikami, a Lwów czy Wilno znała tylko z ilustracji.

 

Tak powstały wcześniej cztery grube książki, z teraz piąta, o sugestywnym tytule: Przecież tu Polska kiedyś była*.

 

Książka zawiera 31 reportaży o różnych ludziach, z różnych miejscowości, a nawet stron świata. Wszystkie pasjonujące, ale wiadomo co nas interesuje najbardziej. Więc najpierw rozmowa z panią Janiną Zamojską, jeden z najdłuższych tekstów w książce. To nie tylko Jej osobista historia, ale całego Lwowa kilkudziesięciu lat: wydarzeń przedwojennych i z obu okupacji, z długich lat powojennych. O lwowskich Polakach i zmieniających się okupantach, o współmieszkańcach miasta, o księżach, szkołach, kulturze.

 

Kolejny wschodniomałopolski tekst to rozmowa z p. Alfredem Szrejerem (Schre­yerem), którego znają zapewne odwiedzający dziś Drohobycz. Pan Alfred jest muzykiem, nauczycielem muzyki, organizatorem i kierownikiem wielu chórów, a w czasie wojny (którą szczęśliwie przeżył) i po wojnie był nawet tłumaczem języka niemieckiego. Jednak przede wszystkim p. Szrejer wywodzący się z żydowskiej inteligenckiej rodziny (ur. 1922) jest wielkim polskim patriotą, miłośnikiem Drohobycza i – Schulza, którego był uczniem w drohobyckim gimnazjum. Udziela się bez reszty w polskim środowisku swego miasta, uczy młodzież śpiewać. Kiedy drohobyccy Polacy odzyskali swój piękny gotycki kościół, uczył młodzież kolęd przed Bożym Narodzeniem*.

 

I wreszcie trzeci tekst: o Kałuszu. Na samym początku czytamy o kościele kałuskim – po wybuchu II wojny różne rzeczy się tam działy. Autorka cytuje opowieść pani prezes Polaków z Kałusza: Początkowo był tam kryminał, potem hurtownia, wreszcie sala sportowa. Po tym wszystkim kościół był zniszczony okropnie. Mimo to zrobiono w nim prawosławną cerkiew i w żaden sposób nie chcieli nam go oddać. Jeździliśmy wiele razy do Kijowa, do samego prezydenta Kuczmy. Byliśmy też w wierchowej radzie, czyli w sejmie… Wreszcie w 2000 roku nam go oddali… To my całą noc pracowali, co sił, żeby wielkanocna msza odbyła się już w kościele…

A w zakończeniu reportażu czytamy: …przeszłyśmy do niewielkiej salki, wypełnionej po brzegi książkami, na wieszakach stroje ludowe zespołów. Ciasnota ogromna. – Tak, proszę pani, i to jest nasza sobotnio-niedzielna szkoła! Mamy 92 uczniów. Szkoła funkcjonuje już czternaście lat. W tej salce odbywają się lekcje i próby zespołów, tu jest biblioteka, mamy ponad pięć tysięcy książek, tu też mieści się nasze Towarzystwo. I jeszcze w tej chatce mieszka zupełnie bez wygód, bo nawet wody nie ma, nasza siostra, ona jest lwowianką, Polką i tak się dla nas w tych bardzo trudnych warunkach poświęca, my ją za to bardzo kochamy. Wracając do naszego Towarzystwa, jest w nim 89 osób, na ogół ludzie starsi, którzy zachowali tradycje i silną świadomość narodową, i my ciągniemy młodych. Mamy już absolwentów naszej sobotnio-niedzielnej szkoły. Mamy kilka zespołów: „Skowroneczki”, „Biedronka”, „Nadzieja”, „Samarytanki” i „Świętego Walentego” – to już czysto chłopięcy zespół. W salce uczymy języka polskiego, „narodoznawstwa”, czyli wiedzy o narodzie, o Polsce, historii, geografii, mamy też śpiew, śpiewamy polskie piosenki naturalnie. Oprócz tego w Szkole nr 2, ukraińskiej, mamy fakultatywy języka polskiego, język polski jest tam prowadzony jako obcy. Uniwersytet Podkarpacki w Stanisławowie wypuścił już pierwszych absolwentów slawistyki, gdzie jest Katedra Języka Polskiego, oni już mogą uczyć polskiego. Polacy, którzy studiują polonistykę, otrzymują stypendia od rządu polskiego, oczywiście ci, którzy mają dobre wyniki. Na przykład w Dolinie jest pani Bryza-Pasieka, absolwentka tego uniwersytetu. Także w Stanisławowie, gdzie jest polska szkoła, uczą nasi polscy poloniści, wypuszczono już pierwszych dziesięciu absolwentów polskiej szkoły. Pierwszych od sześćdziesięciu lat! […]

 

Dalsze reportaże to całe zabrane Ziemie i ludzie tych Ziem – bohaterowie współcześni albo potomkowie dawniejszych. I nie tylko Ziemie Wschodnie: dwa teksty traktują o Zaolziu. Kilka reportaży spisała Autorka w Ameryce, z tamtejszymi emigrantami wschodniomałopolskimi.

 

Padają nazwy z naszych najbliższych Ziem Wschodnich: Lida i Mołodeczno, Grodno, Wołożyn, jezioro Narocz, Brasław­szczyzna, Wołyń. I takie, które pozostały po I wojnie za kordonem, a były niemal czysto polskie: Gródek Podolski, Jarmolińce, Bałta.

 

Są inne jeszcze miejsca w tych wschodnich stronach, na przykład Mołdawia. Do tamtego kierunku namówił Autorkę pan Tadeusz Gaydamowicz, mołdawski Polak–Lwowianin, dziś zamieszkały w Krakowie. Bo w mołdawskiej stolicy, Bielcach, płynie wartko życie polskie i miała Pani Teresa z kim i o czym rozmawiać.

 

Na koniec perełka: rozmowa z Tatarką, Rosą Dębicką w Opsie, położonej na ziemi zabranej Łotwie. Zostały tam ruiny pałacu Platerów. Tatarzy jeżdżą do meczetu w nieodległych Widzach. Polacy zbierają się w kościele i śpiewają po polsku, ale biskup przykazuje żeby modlić się po białorusku, więc na msze w tym języku nie przychodzą.

 

Język polski odchodzi…

 

 

* Podtytuł: Reportaż Kresowe (Wydawnictwo LTW, Dziekanów Leśny 2012)
** Piszący te słowa widział pana Alfreda, gdy w latach 90. dyrygował chórem w czasie mszy św. w drohobyckiej farze.