Strona główna O nas Kwartalniki Rozmowy Sylwetki Słownik Archiwalia Publikacje Wydawnictwa
Kontakt

ul. Piłsudskiego 27,
31-111 Kraków
cracovialeopolis@gmail.com

Facebook

PUBLIKACJE

Ksiazki i czasopisma omówione w naszych kwartalnikach

Wszystkie | 2005 | 2004 | 2006 | 2007 | 2002 | 2003 | 2001 | 2000 | 1999 | 1998 | 1996 | 1997 | 1995 | 2008 | 2009 | 2010 | 2011 | 2012 | 2013 | 2014 | 2015 | 2016 | 2017
Sortuj alfabetycznie | Sortuj numerami



Pileccy Jerzy Maria, Halina, Wyłuskane z pamięci

[1/2014]

 

♦ Treść książeczki, którą nadesłał nam z Wrocławia pan Pilecki, jest z kilku względów niezwykła. Tytuł brzmi Wyłuskane z pamięci, z podtytułem Przeżycia wojenne Jerzego Marii Pileckiego (Wrocław 2013). Pierwszym objawem owej niezwykłości jest niepewność – ilu ma autorów? Są to bowiem wspomnienia, ale pisane w trzeciej osobie. Dowiadujemy się, że Pan Jurek zaczął kiedyś spisywać swoje przeżycia, ale różne przeszkody fizyczne (o których pisze zadziwiająco szczerze) nie pozwoliły na kontynuację. Wtedy wzięła to w swoje ręce Żona Hala – stąd forma trzeciej osoby. W końcu tekst skorygowała i i opracowała profesjonalnie Synowa Ewa. Koniec końców za autorów uznajemy pp. Jerzego Marię i Halinę Pileckich.

Druga niezwykłość to pytanie, czy Pan Jerzy to drohobyczanin, lwowianin, a może inowrocławianin lub stanisławowianin? Kim się czuje? Wyjaśnijmy: rodzice pochodzili ze Stanisławowa, ale ojciec, bankowiec, zmieniał siedmiokrotnie miejsce zamieszkania (tak bywało po I wojnie: b. Galicja musiała w wielu dziedzinach obsłużyć fachowcami resztę Polski). Był więc Inowrocław, gdzie urodził się Jerzy w 1923 roku, potem było 6 lat we Lwowie, z którym – jak mówi Pan Jerzy – związał się emocjonalnie najsilniej. Ale w końcu były dwa (!) lata w Drohobyczu – od 1938 do 1940, kiedy – siedemnastolatek – został aresztowany i wywieziony na Sybir. Powrócił na łono odmienionej ojczyzny (do Wałbrzycha) po sześciu latach.

Opis drogi Jurka Pileckiego z domu poprzez więzienia w Drohobyczu i Charkowie, a dalej przez dłuższe
i krótsze miejsca przymusowej pracy w Workucie – i po krótkim okresie nadziei w związku z wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej – w Taszkencie, Ferganie – do kopalń w Sel-Rocho na pograniczu Kirgizji
i Tadżykistanu, to historia pełna dramatycznych wydarzeń i niewyobrażalnych, szczegółowych sytuacji,
ale i obserwacji.

Powrót nastąpił w maju 1946 r. Jerzy został zrazu skierowany do pracy w kopalni w Wałbrzychu, pod ziemią. Wkrótce jednak awansował na laboranta. Potem ktoś mu dopomógł w dostaniu się do popołudniowego gimnazjum, zdał maturę.

W 1948 r. udało się przeniesienie do Wrocławia i wstęp na studia chemiczne na Politechnice. W 1950 r. ożenił się. Życie popłynęło, małżeństwo dorobiło się dwóch synów, czworga wnucząt, trojga prawnucząt…

*  *  *

Po tym wszystkim powstaje całkiem uzasadnione pytanie: skąd wziął się u Pana Jerzego tak mocny związek z Drohobyczem, z drohobycko-borysławskim środowiskiem, z historią Zagłębia Naftowego – skoro jego pobyt w tamtych stronach był niedługi i tak dramatycznie zakończony? I tak dawny!

Tym szczęśliwym bodźcem stało się poszukiwanie dokumentów rodzinnych, zachowanych w Drohobyczu przez czas wojny. Wszedł wtedy w tamtejsze ekspatrianckie środowisko drohobyczan, przyswoił sobie jego dzieje i tradycje, w końcu związał się z nim bez reszty. Wstąpił do Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Drohobyckiej (został nawet wiceprezesem Zarządu Głównego), ale przede wszystkim podjął się redagowania czasopisma „Ziemia Drohobycka”.

I tak było przez szereg lat, przyszedł jednak czas na odpoczynek. Redakcji pisma pod nieco innym tytułem: „Biuletyn Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Drohobyckiej” (pisaliśmy o nim) podjął się p. Jan Rybotycki, po paru latach p. Marian Szczepanowicz, który jednak niespodziewanie w sile wieku zmarł. Kto będzie następcą?

Na koniec porusza Pan Jerzy rzecz bardzo ważną. Pisze: Okazało się, że podjęcie zbyt wielu tematów „zemściło się” teraz dużą liczbą niedokończonych prac, których w dodatku nie ma komu przekazać. To teraz moje wielkie zmartwienie. Istnieje również problem dalszego losu zbioru nieraz unikatowych materiałów źródłowych.
To około 25 metrów bieżących dokumentacji, ponad 30 tys. kart osobowych, biblioteka drohobyczianów, ponad 250 widokówek sprzed 1939 r. i inne.

Otóż i my mamy podobne problemy. Ciągle oczekujemy na powstanie Instytutu Polskiego Dziedzictwa Historii i Kultury Kresów Wschodnich. Sprawa jego powołania ciągle jest niejasna – bardzo liczyliśmy na Muzeum Niepodległości w Warszawie, gdzie przez lata dyrektorował dr Andrzej Stawarz, i gdzie przed kilkunastu laty powstała „Kolekcja Leopolis” (gromadzi materiały z całych Ziem Wschodnich). W tej chwili nie ma tam dobrej atmosfery, ale przecież nie ma nic stałego. Coraz więcej prominentnych osób, zwłaszcza po ostatnich obchodach 70-lecia Ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, głośno mówi o potrzebie takiej naukowej instytucji, przecież wcale nie rewizjonistycznej.

Sądzimy więc, że właśnie do „Kolekcji Leopolis” powinno się włączyć skarby Pana Jerzego Pileckiego? Proponuję rozważenie sprawy przez ogólnopolskie środowisko drohobyckie.

A może do Ossolineum we Wrocławiu?

          Andrzej Chlipalski