|
|
![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Kontakt ul. Piłsudskiego 27, 31-111 Kraków cracovialeopolis@gmail.com ![]() |
PUBLIKACJEKsiazki i czasopisma omówione w naszych kwartalnikach Wszystkie | 2005 | 2004 | 2006 | 2007 | 2002 | 2003 | 2001 | 2000 | 1999 | 1998 | 1996 | 1997 | 1995 | 2008 | 2009 | 2010 | 2011 | 2012 | 2013 | 2014 | 2015 | 2016 | 2017Sortuj alfabetycznie | Sortuj numerami
Pileccy Jerzy Maria, Halina, Wyłuskane z pamięci[1/2014]
Druga niezwykłość to pytanie, czy Pan Jerzy to drohobyczanin, lwowianin, a może inowrocławianin lub stanisławowianin? Kim się czuje? Wyjaśnijmy: rodzice pochodzili ze Stanisławowa, ale ojciec, bankowiec, zmieniał siedmiokrotnie miejsce zamieszkania (tak bywało po I wojnie: b. Galicja musiała w wielu dziedzinach obsłużyć fachowcami resztę Polski). Był więc Inowrocław, gdzie urodził się Jerzy w 1923 roku, potem było 6 lat we Lwowie, z którym – jak mówi Pan Jerzy – związał się emocjonalnie najsilniej. Ale w końcu były dwa (!) lata w Drohobyczu – od 1938 do 1940, kiedy – siedemnastolatek – został aresztowany i wywieziony na Sybir. Powrócił na łono odmienionej ojczyzny (do Wałbrzycha) po sześciu latach. Opis drogi Jurka Pileckiego z domu poprzez więzienia w Drohobyczu i Charkowie, a dalej przez dłuższe Powrót nastąpił w maju 1946 r. Jerzy został zrazu skierowany do pracy w kopalni w Wałbrzychu, pod ziemią. Wkrótce jednak awansował na laboranta. Potem ktoś mu dopomógł w dostaniu się do popołudniowego gimnazjum, zdał maturę. W 1948 r. udało się przeniesienie do Wrocławia i wstęp na studia chemiczne na Politechnice. W 1950 r. ożenił się. Życie popłynęło, małżeństwo dorobiło się dwóch synów, czworga wnucząt, trojga prawnucząt… * * * Po tym wszystkim powstaje całkiem uzasadnione pytanie: skąd wziął się u Pana Jerzego tak mocny związek z Drohobyczem, z drohobycko-borysławskim środowiskiem, z historią Zagłębia Naftowego – skoro jego pobyt w tamtych stronach był niedługi i tak dramatycznie zakończony? I tak dawny! Tym szczęśliwym bodźcem stało się poszukiwanie dokumentów rodzinnych, zachowanych w Drohobyczu przez czas wojny. Wszedł wtedy w tamtejsze ekspatrianckie środowisko drohobyczan, przyswoił sobie jego dzieje i tradycje, w końcu związał się z nim bez reszty. Wstąpił do Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Drohobyckiej (został nawet wiceprezesem Zarządu Głównego), ale przede wszystkim podjął się redagowania czasopisma „Ziemia Drohobycka”. I tak było przez szereg lat, przyszedł jednak czas na odpoczynek. Redakcji pisma pod nieco innym tytułem: „Biuletyn Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Drohobyckiej” (pisaliśmy o nim) podjął się p. Jan Rybotycki, po paru latach p. Marian Szczepanowicz, który jednak niespodziewanie w sile wieku zmarł. Kto będzie następcą? Na koniec porusza Pan Jerzy rzecz bardzo ważną. Pisze: Okazało się, że podjęcie zbyt wielu tematów „zemściło się” teraz dużą liczbą niedokończonych prac, których w dodatku nie ma komu przekazać. To teraz moje wielkie zmartwienie. Istnieje również problem dalszego losu zbioru nieraz unikatowych materiałów źródłowych. Otóż i my mamy podobne problemy. Ciągle oczekujemy na powstanie Instytutu Polskiego Dziedzictwa Historii i Kultury Kresów Wschodnich. Sprawa jego powołania ciągle jest niejasna – bardzo liczyliśmy na Muzeum Niepodległości w Warszawie, gdzie przez lata dyrektorował dr Andrzej Stawarz, i gdzie przed kilkunastu laty powstała „Kolekcja Leopolis” (gromadzi materiały z całych Ziem Wschodnich). W tej chwili nie ma tam dobrej atmosfery, ale przecież nie ma nic stałego. Coraz więcej prominentnych osób, zwłaszcza po ostatnich obchodach 70-lecia Ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, głośno mówi o potrzebie takiej naukowej instytucji, przecież wcale nie rewizjonistycznej. Sądzimy więc, że właśnie do „Kolekcji Leopolis” powinno się włączyć skarby Pana Jerzego Pileckiego? Proponuję rozważenie sprawy przez ogólnopolskie środowisko drohobyckie. A może do Ossolineum we Wrocławiu? Andrzej Chlipalski
|